wtorek, 11 stycznia 2011

Pionier i papierosy

Bober mieszkał na przedostatnim piętrze w moim bloku, i prowadził słodki żywot jedynaka. Warto się przyjrzeć bliżej jego tacie, ponieważ ta postać będzie się przewijać w niniejszym opowiadaniu. Stefan był kiedyś drobnym cinkciarzem i szarą eminencją wśród gliwickich taksówkarzy. Nosił czarnego wąsa wkomponowanego w wycieruchowatą katanę Big Stara. Wszystkich znał, wszystko załatwił- Jak coś potrzebowałeś, to do Stefka, a on to wykombinował. Po przemianach ustrojowych zaczął pracować za granicą, przy okazji przemycając szlugi, alkohol i kasety video. Bober po ojcu odziedziczył cwaniactwo, bystrość i ogólnie całą stylówe. Jak byliśmy młodsi zapraszał wszystkich ziomali do siebie, a u niego wiadomo: dużo klocków lego, nowe bajki, transformersy i matchboxy. Automatycznie jakoś na początku 1.  klasy gimnazjum został pionierem. Bober był raczej tępawym i ciężko kapującym typem, ale pomagał mu talent po tacie. Jako pierwszy zaczął przeklinać, uprawiać małe bijatyki i podrywać dziewczyny. W 6 . klasie utrzymywał, że się mocno zakochał, i wytatuował sobie struną nawet "Kasia G." na brzuchu. Oczywiście napis mu nie wyszedł i do dziś chodzi z jakimś wyblakłym bohomazem pod pępkiem.

W środy mieliśmy do szkoły zawsze na jedenastą. W takie dni Azja, Burak i ja zbieraliśmy się na mojej klatce już około ósmej. Czatowaliśmy w piwnicy, aż Bobrowa matka wyjdzie do pracy i jazda na górę. Te trzy godziny upływały nam na graniu w gry, oglądaniu filmów i ogólnie gadance (wiadomo). Pewnego dnia podczas takiej „zwyczajowej” wizyty Bober przemówił znaczącym tonem:

-Chłopaki mam horror na kasecie „Martwe Zło”.- Zrobił minę posępnego szamana. - Stary przywiózł na wymianę, ponoć straszny...
-O, bajera!!- zakrzyknęliśmy- Dawaj, na rany boskie, oglądamy!

Bober drżącymi łapami zaczął grzebać w szafce rodziców. W końcu po przewróceniu kilku par gaci, koszulek, kalesonków i jednego szlafroka (bardzo brudnego swoją drogą), wyciągnął pudełko z czachą. To było to! Żaden z nas nie widział jeszcze tego typu filmu. No bo jak takie np. Archiwum X może się umywać do porządnego straszydła. Jak się okazało to nie był koniec atrakcji. Przed włączeniem filmu Bober powiedział, że ma dla nas po paczce fajek „Caro”, które również zakosił staremu. Dla Azji tego już było stanowczo za wiele! Chłopak zawsze miał trochę cykora i generalnie nazywaliśmy go „Człowiek-panika”. No więc Azja oznajmił, że on papierosów palić nie będzie. Nie to nie, nie będziemy się dygusa prosić. Odpaliliśmy każdy po pecie krztusząc się nie miłosiernie. Coś od czasu do czasu popalaliśmy, ale dziś to miała być cała paczka! Kiedyś zjadłem całe opakowanie Wertersów i wcale nie czułem się kimś wyjątkowym. Pomyślałem, że jak wypale cała paczkę to będę oryginalny na maksa i jazda ze światem.

Zaczął się film, oglądamy, palimy i ogólnie relaks, jak na wczasach pod gruszą czy w Las Vegas. Tylko Azja jakiś markotny, tak patrzył na nas z widoczną zazdrością. W końcu nawinął „Koko daj fajurke”-  no to mu dałem. W okolicy trzeciego karosa zaczęło mi się robić strasznie niedobrze, ale jakoś dawałem rade. Po czwartym już mocno mi się kręciło w głowie, miałem mdłości i chyba gorączkę. W pewnym momencie popatrzyłem na Bobra, a ten dziad ma założone czarne okulary przeciwsłoneczne typu Rambo czy Belmondo. Byłby szpan gdyby nie fakt, że były stare i kojarzyły się z jego ojcem, który jeździł w nich swoją żółtą Ładą na giełdę. Wyglądał wtedy jak mucha, i jego złoma „żółty Szerszeń”. Mimowolnie zacząłem się śmiać z typa, papieros wyleciał mi z ust i zrobił niezłą dziurę w obrusie. Kiedy Bober to zobaczył to się zacietrzewił jak menel na bazarze. Zaczął się wydzierać, że to drogi materiał, prosto z Turcji babcia przywiozła od jakiegoś wezyra i że mam odkupić. Machał rekami, krzyczał i biegał wokół stołu. Byłem mocno przydymiony, więc tylko potakiwałem i się głupio uśmiechałem. Gdy Bober się uspokoił Wróciliśmy do filmu, z tym że Burak zaczął coś mamrotać, że mu niedobrze, i wyszedł na balkon się przewietrzyć  Nie zaprzątaliśmy sobie nim głowy, akurat wchodziła dobra scena z trupami. Po jakiś piętnastu minutach Bober wstał i powiedział, że idzie zobaczyć co z Burakiem. Oczywiście na twarzy był cały zielony, oczy jak za mgłą. Widać że było mu niedobrze, i tylko nas ściemniał, że jest kozakiem. Dziarsko wszedł na balkon i stanął obok poprzedniego delikwenta. I nagle bach! pięścią w ryj Buraka! Zaczął go (o wiele głośniej niż mnie) wyzywać: „Ty mendo, tego już za wiele! Kanalio, paraszczuju! Won mi z chaty” i tym podobnymi epitetami w schorowanego ziomka cisnął. Okazało się, że Burak zaczął wymiotować przez balkon. A jako że pod balkonem, na dole stała Łada Stefka (ojciec Bobra chciał ją mieć zawsze „na oku”) to wymiociny trafiły prosto na nią. Jak zobaczyliśmy z Azją tą brązowo-zieloną breje na masce „Żółtego Szerszenia” to mało nie pękliśmy ze śmiechu. „No to Stefan się polansuje bryką na giełdzie jak w niedziele ho ho!” pomyślałem rozbawiony. Dobrze, że Azja był bardziej przytomny, i obezwładnił Bobra bo ten chyba by zabił Buraka. Podczas szamotaniny dodatkowo zniszczyli przyciemnione bryle, ale to już szczegół. Pokapowałem się już, że dochodzi jedenasta- za pięć minut mamy być w budzie! Bober warknął w stronę Buraka:"Jeszcze się policzymy gnido" i zaczął zbierać rzeczy do szkoły. 

Wlecieliśmy do klasy tuz po dzwonku na lekcje. Od razu Emilia jedna powalona kujonka krzyknęła: " Co tak od was śmierdzi petami! Paliliście papierosy!" Rany, wielkie mi co, a ta już aferę kręci jak Kojak i  Policjanci z Miami.  Azja oprzytomniał, szepnął żebyśmy poszli z nim do kibla szybko. W kiblu wyciągnął dezodorant ( tylko niezły laluś nosił takie rzeczy przy sobie) i zaczął każdemu z nas psikać do buzi. Okropieństwo! Jak będziecie kiedykolwiek robić maskowanie przed rodzicami to nie polecam! Potem szybko po psiku na ciuchy, i na zajęcia. Ledwo przetrwaliśmy w tej szkole, dobrze że mieliśmy tylko 3 lekcje i do domu. Bardzo słabo się czułem po tych papieroskach, reszta chłopaków tez miny miała nie wesołe. Wracaliśmy do domu zadowoleni, że nikt się nie pokapował.

Oczywiście kompletnie zapomnieliśmy o tym całym bałaganie w domu Bobera. Matka czekała na niego już w drzwiach, zdenerwowana i czerwona jak sukienka Marilyn Monroe. Bober nie puścił ani słówka na temat naszego bytowania na kwadracie rano. Jednak co do mnie to chyba się pokapowała. Przecież mieszkałem w tym samym bloku i od małego mocno się trzymałem z Boberem. Wieczorem tego samego dnia zadzwoniła do mojej mamy, opowiedziała z grubsza o co chodzi. Dostałem miesięczny szlaban na wychodzenie (po 2 tygodniach już zapomnieli) i niezłe mycie głowy o te fajki, kazania i biadolenie. Oczywiście ojciec zabronił mi kumplować się z Boberem hahaha. Zabawnie się złożyło,bo Bober dostał taki sam zakaz w stosunku do mnie.

Niedawno myśląc o całej tej historii, zdałem sobie sprawę jak fundamentalna była ona dla mojego życia. Po raz pierwszy w mocnej dawce zakosztowałem dorosłości. Papierosy i film zeszły na drugi plan, ważne było zachowanie mojego kolegi Bobera. Gość miał nieźle przewalone, a mimo to nie zrzucił winy na żadnego z nas i nie sypnął, że też tam byliśmy. Burak oczywiście pomógł mu w dokładnym myciu "Żółtego Szerszenia", ale bez okularów Stefana ten samochód to już nie to samo... 

Pozdrawiam!


1 komentarz: